Retuszowanie starych zdjęć to praca dla artysty
Retuszując stare fotografie zastanawiam się nad losem uwiecznionych na nich ludzi. Co czuli, o czym myśleli, co wydarzyło się w ich życiu już po zrobieniu fotografii. Fotografia zatrzymuje w kadrze dany moment - jeden krótki moment z życia – mówi Barbara Gniazdowska, właścicielka BG Design, firmy zajmującej się retuszowaniem starych zdjęć i graficzną obróbką fotografii.
Joanna Olędzka Trybuchowska: Zawsze wiedziałaś, czym chcesz się zajmować, miałaś plan na życie?
Barbara Gniazdowska: Tak, odkąd sięgam pamięcią malowałam, szyłam; miałam talent plastyczny, który wykorzystywałam w różnych dziedzinach młodzieńczej aktywności. Zawsze też wiedziałam, że pójdę do szkoły plastycznej. To był mój świadomy wybór, spójny z moją pasją i talentami. Po liceum plastycznym miała być ASP.
JOT: Co zatem poszło nie tak?
BG: Weszła digitalizacja. Zupełnie niespodziewanie, tuż po maturze, dostałam propozycję pracy – agencja reklamowa szukała kogoś uzdolnionego plastycznie i trafili na mnie. Była to praca na pełen etat, musiałam więc wybrać – albo praca, albo studia, które wówczas były, tylko i wyłącznie, studiami dziennymi. Wybrałam pracę. Jednocześnie świat zaczął się zmieniać, a ja postanowiłam swój rozwój związać z grafiką komputerową, która była czymś zupełnie nowym, niepoznanym, ciekawym i czuć było, że to właśnie tutaj jest przyszłość. Najpierw ukończyłam wiele kursów, a potem, zaocznie, studium z grafiki komputerowej, cały czas podnoszę swoje kwalifikacje.
JOT: A fotografia? Kiedy to właśnie ona stała się twoją pasją?
BG: 17 lat temu. Zanim jednak zajęłam się fotografią, robiłam kilka innych pasjonujących rzeczy – na przykład projektowałam buty i kominki.
JOT: Kominki? Wykorzystując grafikę komputerową?
BG: W Photoshopie mogłam zrobić wszystko. W tej chwili ten program ma już bardzo zaawansowane narzędzia, które pozwalają projektować w przestrzeni. W tamtych czasach projekty 3D robiłam w technologii 2D. I nikt nie wierzył, że taki efekt osiągnęłam dzięki grafice komputerowej. Słyszałam, że moje projekty są za dobre. Wyglądały jak zdjęcia. A ja malowałam je myszką i klawiaturą. Prawdę mówiąc, podziwiam siebie z tamtych czasów
JOT: Trzeba mieć nieskończone pokłady cierpliwości, żeby dokonać czegoś takiego.
BG: Cierpliwość w moim zawodzie naprawdę się przydaje. Na szczęście to jedna z moich cech. Bardzo podobnie było z projektowaniem obuwia – światłocień, modelowanie i budowanie wszystkich elementów dekoracyjnych, szyć, sznurówek, uwzględnienie materiału. Programy graficzne nie robią tego za mnie – to jest moja żmudna, wymagająca wyobraźni plastycznej i – oczywiście – cierpliwości, koronkowa praca.
JOT: Co się stało, te 17 lat temu, że zajęłaś się fotografią?
BG: To nie był przypadek. Doskonale posługiwałam się programami graficznymi, zwłaszcza Photoshopem i Illustratorem. Dzięki temu dostałam pracę w – jak się później okazało – największym laboratorium fotograficznym w Warszawie, o ile nie w całej Polsce. I tu zaczęła się moja wielka przygoda z fotografią, która trwa do dzisiaj.
JTO: Czym zajmowało się takie laboratorium? Kim byli jego klienci?
BG: Drukowaniem fotografii na papierze fotograficznym i oprawą. Naszymi klientami byli najwięksi artyści fotograficy – drukowaliśmy ich fotografie na wystawy i wernisaże. Ludzie przynosili także stare fotografie z prośbą o retusz. Retuszowaliśmy zniszczone odbitki zdjęć, ale także i negatywy, które do nas trafiały. I okazało się, że to właśnie jest moja prawdziwa pasja. Poznałam doskonale wszystkie możliwości Photoshopa – a trzeba przyznać, że to jest doskonałe i właściwie jedyne tak dobrze rozbudowane narzędzie, które pozwala na retuszowanie zdjęć. Na tym polu daje największe możliwości.
JOT: Czyli każdy, kto pozna Photoshopa, może retuszować zdjęcia…
BG: Niezupełnie. Retuszowanie zdjęć to praca dla artysty. Każdy może nauczyć się programu, ale nie każdy może wykorzystywać go w sposób twórczy. Myślę, że ja i Photoshop stanowimy idealnie dobraną parę – mój talent i jego możliwości to duet idealny. Nawet jeżeli czegoś nie wiem, siadam, zagłębiam się w nim, pozwalając prowadzić się intuicji i bingo! Jest! Mam efekt, o jaki mi chodziło.
JOT: Kiedy zrobiono najstarsze zdjęcie, które zretuszowałaś?
BG: To była chyba jedna z pierwszych fotografii. Zrobiono ją pod koniec XIX wieku, ktoś przybił na niej pieczątkę: Petersburg.
JOT: Liczyłaś, ile fotografii, wymagających retuszu, przewinęło się przez twoje ręce?
BG: Nie liczyłam, ale to są tysiące zdjęć. Dla jednego klienta wyretuszowałam 1200 zdjęć. Myślę, że tych najstarszych, robionych jeszcze przez fotografów obwoźnych, było co najmniej kilkaset.
JOT: Co czujesz patrząc na te najstarsze fotografie?
BG: Zastanawiam się nad losem tych ludzi. Co czuli, o czym myśleli, co wydarzyło się w ich życiu już po zrobieniu fotografii. Fotografia zatrzymuje w kadrze dany moment – jeden krótki moment z życia. Natomiast fotografia obwoźna charakteryzowała się tym, że zdjęcie mógł sobie zrobić każdy – zarówno ten o najwyższym statusie społecznym, jak i ten o najniższym. Dlatego te fotografie są tak magiczne. Pokazują wszystkich, w tym jednym ułamku sekundy zatrzymują ich losy. Przyglądam się im, ich twarzom i zastanawiam, czy byli szczęśliwi; wyobrażam sobie ich życie, przenoszę się w czasie. Kim byli, jaka była ich historia? Te fotografie wciągają nas w klimat i historię całych rodzin i poszczególnych osób.
JOT: Najtrudniejsze podczas rekonstruowania starego zdjęcia jest…
BG: Brak dużej części twarzy lub dużej części postaci. Zagięcia i ryski to sprawa techniczna, a odpowiednie narzędzie pozwala je scalić. Natomiast, kiedy brakuje części postaci – trzeba ją wymyśleć, czasem nawet naszkicować od początku i wymodelować światłocieniem. Szukam wówczas w internecie starych fotografii lub elementów ubioru z danego okresu, inspiruję się nimi.
JOT: Ubioru?
BG: Kiedyś musiałam odnaleźć beret, który był elementem ubioru jednej ze szkół. Na podstawie tego, co znalazłam, wypełniłam brakujący element na rekonstruowanym przeze mnie zdjęciu. Ale najtrudniejsze jest uchwycenie pewnych rzeczy w perspektywie, np. jeżeli dorabiamy jedną stronę ciała, musimy wziąć pod uwagę perspektywę, w której ono się układa. Brakujący mebel, brakująca lampa – trzeba te elementy wpisać w przestrzeń. Tutaj bardzo przydaje się zmysł artystyczny, nie tylko umiejętności techniczne.
JOT: Niedawno otworzyłaś własną firmę. Co było impulsem, wyzwalaczem, że podjęłaś taką decyzję?
BG: Pandemia. Laboratorium, w którym pracowałam, zajmuje się w dużej mierze produkcją wystaw fotograficznych i przez zamknięcie obiektów kultury i sztuki miało mniej zleceń. A pomysł na własną firmę nie był nowy. Już od dawna miałam wymyślony logotyp i wiedziałam, co chcę robić. Brakowało mi jednak odwagi. I – tak jak powiedziałaś – przyszedł impuls, który uruchomił we mnie chęć do działania. Zaczęłam powoli budować swoją markę.
JOT: Pierwszy problem na jaki się natknęłaś, to?
BG: Nie znałam się na marketingu. Musiałam znaleźć odpowiednie kanały dystrybucji – kluby, ludzi, dalsze środowisko biznesowe. I właśnie wtedy trafiłam do Lady Business Club. Stąd pochodzi wiele moich nowych znajomości i kontaktów. Te wspólne wyjazdy dają mi dużo więcej niż tylko kontakty w biznesie. Spotykam tu kobiety z różnych branż, o różnych charakterach, z różnymi pasjami. Dają mi energię do działania.
JOT: Kto jest twoją grupą docelową? Do kogo chcesz trafić z ofertą BG Design?
BG: Głównie fotografowie. Nie każdy fotograf jest grafikiem i nie wszystkie pomysły na fotografie da się zrealizować bez umiejętności projektowania graficznego. Czasem coś należy podretuszować, „ubrać” zdjęcie w klimat, dorysować elementy, które wzbogacą zdjęcie, efekty bajkowe – to jest właśnie zadanie dla mnie. Stosując takie triki można sprawić, że fotografia wygląda o wiele ciekawiej.
JOT: Jakie było najtrudniejsze zadanie zlecone ci przez fotografa?
BG: Kiedyś dostałam do przerobienia zdjęcie, na którym osoba fotografowana trzymała w rękach dwa błyszczące jajeczka – taki element, który sprawia, że zdjęcie jest ciekawsze, na luzie, z pazurem. Niestety, po zrobieniu zdjęcia, okazało się, że należy podnieść ręce z rekwizytami na wysokość uszu. Trzeba było dorobić rękawy, mankiety, łokieć, zadbać, żeby cienie miały odniesienie do tego co zostało zmienione. To była chyba najtrudniejsza metamorfoza zdjęcia, jakiej się podjęłam. Udało się, chociaż podejmując się tego zadania wcale nie byłam pewna czy się uda.
JOT: Praca, którą wykonujesz to bardzo niszowy rynek
BG: Tak. Mało jest grafików, którzy się tym zajmują. To nie jest popularny rynek. Identyfikacja wizualna, logotypy, foldery – na to są gotowe przepisy, normy marketingowe, typografia, topografia, zasady, których wszyscy się trzymają. Dlatego graficy wybierają to niż np. retusz fotografii czy działania twórcze, które nie mają ograniczeń; są trochę jak malowanie obrazu.
JOT: Czyli tworzysz sztukę, tak jak zawsze chciałaś, kiedy myślałaś o studiach na ASP
BG: Czasami widzę, że logotypy projektowane są „na jedno kopyto”, przy wykorzystaniu popularnych programów typu Canva. Ja wolę rysować samodzielnie, chociaż oczywiście w najnowszej technologii, na tabletach graficznych. To są moje małe dzieła sztuki. Mam poczucie, że to co robię jest sztuką.
Barbara Gniazdowska – grafik kreatywny z ponad 20 – letnim doświadczeniem zawodowym, rysowniczka, ilustratorka, retuszerka zdjęć i plastyczka. Właścicielka Studia Graficznego BG Design w Warszawie.
Joanna Olędzka Trybuchowska – dziennikarka, redaktorka, specjalistka od komunikacji i PR-u, absolwentka Szkoły Głównej Handlowej i Podyplomowego Studium Dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim. Od niemal 30 lat zajmuje się marketingiem, PR-em. Redaktorka portalu ladybusiness.pl