Afryka to najbardziej magiczne miejsce – wywiad z Esterą Hess
Jak pachnie Afryka? Dlaczego warto zabierać dzieci w egzotyczne miejsca? Co jest największym wyzwaniem w prowadzeniu biura podróży? O jakim miejscu marzy ktoś, kto był już niemal wszędzie? Na te wszystkie pytania odpowiada Estera Hess, podróżniczka i właścicielka butikowego Biura Podróży ESTA.
Agata Cupriak: Wielu z nas marzy o podróży dookoła świata, o odkrywaniu świata, niewielu jednak realizuje to marzenie. Tobie się to udało – połączyłaś pasję z pracą. Jak wyglądała Twoja droga do założenia biura podróży?
Estera Hess: Od zawsze ciągnęło mnie w świat. Jeszcze w liceum stoczyłam walkę sama ze sobą, ale i po trosze z Rodzicami, wybierając półroczne stypendium we Frankfurcie nad Menem a nie intensywny kurs przygotowujący do testów na medycynę. Wtedy po raz pierwszy leciałam samolotem i zakochałam się w lataniu, lotniskach, nawet czekaniu na kolejne połączenia bez pamięci. Do tego dryg do języków obcych, olimpiada językowa i studia w Poznaniu na lingwistyce stosowanej były już na wyciągnięcie ręki. A potem to ciekawa i nieco zaskakująca historia.
Tata przywiózł z sanatorium niejako pomysł na moją przyszłość. Poznana tam doświadczona pilotka wycieczek zagranicznych przekonała go, że musi mnie z Nią poznać, a Ona weźmie mnie pod swoje skrzydła i nauczy zawodu w praktyce. Tak też się stało, zdawałam egzamin pilota wycieczek zagranicznych już na II roku studiów – nie ważne, że w Rzeszowie, skąd potem w każdej wolnej chwili pilotowałam jako asystentka Pani Wandy kolejne autokarowe wycieczki pełne dzieciaków do Paryża, Niemiec, Włoch, Hiszpanii.
Z Rzeszowa było już bardzo blisko do Przemyśla, gdzie biuro szukała pilota na trasy pielgrzymkowe i nie tylko do Włoch. Znajomość włoskiego otworzyła mi kolejne możliwości. Potem były nowe trasy, praca z biurem w Olsztynie, aż wreszcie jako nagroda i wyróżnienie zostałam polecona biuru w Poznaniu, gdzie rozpoczęłam swoją przygodę z egzotyką i wróciłam do latania samolotami. Moim pierwszym i ulubionym krajem pozostał Egipt. Po sześciu latach pilotowania dla najbardziej znanych biur w Polsce postawiłam na własne biuro i własną działalność. ESTA Travel obchodziła w czerwcu 2017 roku swoje dziesięciolecie.
AC: A co było a może wciąż jest najtrudniejsze w prowadzeniu biura podróży?
EH: Pewnie to, co u wszystkich, czyli brak czasu. Klienci nie lubią czekać, każdy oczekuje planu swojej podróży marzeń jak najszybciej. A moja praca nie lubi zbytnio pośpiechu. “Szyte na miarę” wyjazdy odwdzięczają się za poświęcony im czas, dbałość o szczegóły, wybór znanych i sprawdzonych już miejsc. To także czas jaki potrzebuję, by dobrze poznać Klienta, jego oczekiwania, dotrzeć do prawdziwych wyobrażeń o jego wakacjach marzeń.
Biuro podróży to praca z ludźmi. Jeszcze w Polsce muszę wybrać profesjonalnych pilotów, którym powierzę opiekę nad przyszłymi Klientami w egzotycznych miejscach, zagranicą. Wybór godnych zaufania kontrahentów, którzy pomagają mi zaopiekować się i zrealizować założony plan wobec moich Klientów to trudne zadanie. Ale na szczęście udaje mi się trafiać na dobrych ludzi.
Nie powielam propozycji wypoczynku pod palmą all inclusive. Szukam miejsc niszowych, wysmakowanych, butikowych.
AC: Podoba mi się określenie, że starasz się zapewnić swoim klientom podróż życia. Co dostanę u Ciebie, czego nie zapewnią mi duże, sieciowe biura?
EH: Lubię poznać swojego Klienta. Dzięki temu, że podróżujemy w małych grupach nie jest to bardzo trudne zadanie. Łatwiej mi wtedy wsłuchać się w indywidualne prośby, zapamiętać na przyszłość kto lubi dobrą kuchnię, a kogo szczególnie interesuje fotografia. Mam liczne grono Klientów, którzy wracają do mnie kilkukrotnie. Rekordziści świętowali nawet już 15 wspólny wyjazd z ESTA.
Nie powielam propozycji wypoczynku pod palmą all inclusive. Szukam miejsc niszowych, wysmakowanych, butikowych. Staram się pokazywać swoim Klientom świat takim, jaki mi się osobiście najbardziej podoba.
AC: Co lubią Polacy, jeśli chodzi o podróże? W jakich krajach odnajdujemy się dobrze, jakie kierunki cieszą się największym zainteresowaniem?
EH: W turystyce, jak w każdej branży, panuje moda, także na kierunki wyjazdów. Jak zaczynałam swoją egzotyczną przygodę każdy prawdziwy podróżnik jechał do Indii, Meksyku, Chin i Egiptu. Potem była długo moda na Birmę, Tajlandię, Kambodżę.
Wraz z największymi biurami moda przeniosła się do Etiopii a nawet do Namibii. Mój polski turysta w każdym kraju czuje się dobrze, docenia jego odmienność i uwielbia różnorodność. Od kilku już lat zauważam coraz większe zainteresowanie przyrodą, wspaniałe widoki, eko lodżę, bezpośredni kontakt z miejscową ludnością – tego szukamy teraz na wyjazdach egzotycznych.
Afryka inaczej pachnie, i nieważne czy syci mnie suchym powietrzem Kair ze swoimi piramidami, czy wilgotne i duszne powietrze Ugandy podczas wspinaczki w poszukiwaniu górali górskich, każde to miejsce ma swój urok
AC: A Ty? W ciągu 19 lat byłaś w ponad stu krajach, na wszystkich kontynentach, gdzie najbardziej lubisz wracać?
EH: Afryka to dla mnie najbardziej magicznie miejsce. Wracam tam szczególnie dla ludzi. Niezmiennie rozczulają mnie tamtejsze dzieciaki, fascynują lokalne tradycje, zwyczaje, życie rodziny na zewnątrz. Afryka inaczej pachnie, i nieważne czy syci mnie suchym powietrzem Kair ze swoimi piramidami, czy wilgotne i duszne powietrze Ugandy podczas wspinaczki w poszukiwaniu górali górskich, każde to miejsce ma swój urok. Kiedy zamykam oczy pytana o najpiękniejsze wspomnienia z podróży to zawsze mam stopklatki właśnie z Afryki: wodospady Wiktorii, wydmy w Namibii, Park Krugera w RPA, baobaby na Madagaskarze, kamienne kościoły w Etiopii, Nil w Egipcie. Teraz czekam z wielką niecierpliwością na nadchodzący wyjazd do Sudanu. To moje kolejne wielkie marzenie.
AC: Jesteś zakochana w Afryce, angażujesz siebie i swoje otoczenie, aby nieść pomoc potrzebującym. Opowiedz więcej o swoich działaniach, jak organizujesz taką pomoc?
EH: Najpierw potwierdzam wyjazd do Afryki, potem staram się zdobyć dla całej grupy bilety na samolot z dodatkowym bagażem głównym. Tym samym zyskuję miejsce na dary. Ogłaszam akcję zbiórki celowanej, czyli jasno określam dla kogo i czego potrzebujemy. Były już rowery dla Peru (zbieraliśmy podczas balu pieniądze za które na miejscu zakupiliśmy rowery dla dzieciaków ze szkoły nieopodal Kanionu Colca), były laptopy dla Boliwii, piłki dla Afryki. Wozimy także maskotki, zabawki, odzież, zbieraliśmy buty dla dzieciaków, przybory szkolne. Teraz do Sudanu lecą z nami drewniane piłkarzyki i klocki, ubrania i buty. Odzew jest ogromny. Mam zapasy darów na kolejne dwie wyprawy. Najtrudniej jest zawsze z transportem. Ale uczestnicy moich wypraw i piloci bardzo mnie wspierają i mi pomagają. Na miejscu udaje się nam zajrzeć pod strzechy domostw, zobaczyć lokalne szpitale, sierocińce, domy dziecka. Wszędzie tam zostawiamy nie pieniądze, za które często nie ma gdzie i czego nabyć, ale konkretne rzeczy. Nieocenione są teraz media społecznościowe, które bardzo pomagają w nagłośnieniu zbiórek. To także radio, organizacje do których należę czy prywatne osoby, które tak jak ja lubią pomagać.