Nie odpuszczałam, nie rezygnowałam, byłam dla siebie bardzo surowa. Przez te wszystkie lata nie zauważyłam, że stałam się przez to bardzo poważna, nie dopuszczałam do siebie radości lub jakiegokolwiek luzowania majtek, jeśli rozumiecie o co chodzi;-)
Od dziecka czułam ogromną odpowiedzialność za swoje czyny, za ludzi wokół mnie, za zadania, które zaczynałam robić lub ktoś mi powierzył. Poświęcałam się ogromnie aby zadowolić bardziej innych niż siebie. Z jednej strony bardzo chciałam być z ludźmi, z drugiej strony budowałam jakiś mur wokół siebie, dopuszczając do swoich uczuć tylko wybrane osoby. Ale żeby było jasne umiałam się bawić, tańczyć i śpiewać kiedy chciałam.
Kocham tańczyć, marzyłam o balecie, ale w rodzinnym mieście – Suwałkach – można było o tym zapomnieć. Przez 4 lata trenowałam taniec towarzyski, chodząc 3 razy w tygodniu na 3 godziny na treningi na drugim końcu miasta. Taniec to była dla mnie piękna możliwość wyrażania moich emocji i uwalniania tego, co siedziało w moim ciele. Rozumiem to dopiero po latach. Jednak nawet wtedy byłam dla siebie surowa. Że nie wygrałam konkursu tanecznego, że byłam trzecia, a nie pierwsza, że nie zatańczyłam wszystkiego poprawnie. Nie potrafiłam skupiać się na tym co dobre i idealnie nieidealne, czuć wdzięczności za to, że w ogóle mam słuch taneczny i dobrze tańczę.
Byłam surowa i nie odpuszczałam także w pracy, zarówno kiedy pracowałam w organizacjach, jeszcze bardziej gdy pracowałam dla siebie. Przez kilka lat zwolnienie lekarskie wzięłam raz. Czy nie dbałam o swoje ciało? Myślę, że nie. Raczej trzymałam na baczność to, co było w mojej głowie. Nie można odpuszczać, nie można być słabą, nie można się poddawać. Wiele z tych myśli w głowie w sumie pomogły mi być tutaj gdzie jestem. Gdybym miała w sobie więcej uśmiechu to może byłoby to wszystko lżejsze, nie takie surowe. Piszę w czasie przeszłym. Choć nie oznacza to, że dzisiaj jestem całkowicie wyluzowana i wolna od wszystkich surowych myśli. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że tak jest. Uczę się i rozwijam każdego dnia. Wiem, że rozwój jest wpisany w nasze życie.
Takie zatrzymanie, że może więcej radości w środku będzie lepsze, niż ciągłe karcenie siebie, przychodziło do mnie kilka razy. Nawet mój mąż powtarzał wiele razy, żebym wyluzowała, nie brała tak na poważnie wszystkiego wokół mnie. Dotarło to do mnie dobitnie kiedy zrobiłam plan duszy u Basi Filipczyńskiej. Plan pokazał, że idę zgodnie z moim życiowym i duchowym powołaniem duszy (wiem, że dla tych, którzy nie wierzą w takie rzeczy to brzmi abstrakcyjnie;-) ale w zaleceniach rozwojowych był m.in. teatr z uśmiechem, śmiechojoga i więcej luzu. Zawsze staram się uśmiechać, tak prawdziwie, do ludzi na ulicy, do klientek, do dzieci. Ale ta surowość wobec siebie zamroziła mi radość w środku. Do tego doszło oczywiście ogromna chęć kontrolowania świata wokół mnie. Od ustawienia butów w szafce przez członków rodziny, aż po tworzenie sztywnych planów na przyszłość. Techniki uwalniania pomogły, ale to uczucie surowości wobec siebie i powagi nadal puka do moich drzwi.
Wiem jednak, że tylko rozwijając siebie można dostrzeć nasze słabości, obszary do rozwoju. Uczyć się odpuszczania, cieszenia się z małych rzeczy, radości z tego przychodzi i tego co nie przychodzi. Umiem już tańczyć, bez surowego patrzenia na siebie, nawet na lotnisku słuchając ulubionej muzyki, nakręcić rolkę z muzyką na moim instagramie, pokazać nietypowe dla kobiet biznesu zdjęcia w kaloszach czy w dresie. Nie jestem już tak surowa dla siebie i nie mam już takiego kija…wiesz gdzie. Czasem jednak łapię się na tym, że bycie poważną, wstrzymuje mnie przed robieniem szalonych i kreatywnych rzeczy.
Najbardziej powstrzymuje mnie myśl, co powiedzą inni. To zresztą bardzo częsty element na moich konsultacjach z kobietami biznesu. Kiedy rozmawiamy o działaniach w social mediach, to zastanawiają się co mogą polubić inni, co może tych innych zadowolić, jakie posty mogą przynieść największe zasięgi. Wiem, że te zasięgi są czasem nieprzewidywalne. Prawda i autentyczność zawsze się obroni. I gdybyś tak wyłączyła swoją surowość wobec siebie, czy rzeczywiście tak długo zastanawiałabyś się nad tym co opublikować, które zdjęcie wybrać? Jestem przekonana, że nie. Nie zachęcam oczywiście do wrzucania wszystkich zdjęć, ale większej otwartości w dzieleniu się tym co kochacie robić.
Myślę, że w biznesie bycie surową wobec siebie jest czymś innym niż niepoddawanie się w swoich działaniach. Surowość jest bardziej negatywna, wymaga tego „prostego kija” w kręgosłupie, nie pozwala odpuścić żadnego postu czy live, nawet wtedy kiedy fatalnie się czujesz. Przecież nie możesz nikogo zawieść. Ale jeśli zawiedziesz siebie, swoją wolność, radość w sercu, dziecięcą spontaniczność czy zwariowane zabawy z dziećmi? Co wtedy?
Niepoddawanie się to zmierzanie w określonym celu, zgodnie z misją i tym dlaczego to co robisz. Ale nie czujesz sztywności w ciele, czujesz większy luz, radość. Potrafisz odpuścić kiedy trzeba i co najważniejsze umiesz bawić się w trakcie tej podróży do obranego celu.
Dzisiaj zdarza mi się być surową dla siebie, ale nie jest to tak silne uczucie przez 24 h. Może znalazłam złote środki jak z tym radzić, a może zaprosiłam więcej lekkości do swojego życia, a może nauczyłam się tego od moich córek. Wiem tylko, że surowość potęgowało uczucie, że w życiu biznesowym muszę się natyrać, żeby coś osiągnąć. Jednak to więcej miłości i przyjaźni wobec siebie sprawiło, że lepiej mi idzie w biznesie. Jeśli będziesz miała poczucie, że płyniesz przez życie lekko, to wtedy świat w Twoich oczach jest piękniejszy. Łagodniej patrzysz na innych i na siebie.
Emilia Bartosiewicz – Brożyna – redaktor naczelna LadyBusiness.pl, założycielka i prezes Lady Business Club, autorka podcastu Imagine Yourself ekspert osobistego PR w internecie, pomysłodawczyni plebiscytu dla kobiet biznesu Lady Business Awards. Od 2011 roku łączy przedsiębiorcze liderki i motywuje je do świadomego budowania swojej rozpoznawalności.
Inne felietony autorki: