Słoneczne podróże: Kalabria jest prawdziwym zaskoczeniem
Kalabria - moje największe jak do tej pory turystyczne zaskoczenie. Zaplanowana podróż samochodem obejmuje dwa noclegi po drodze i mnóstwo atrakcji przed dojazdem do wytyczonego celu w pobliżu przecudnej Tropei. Ale po kolei... Droga długa około 2400 kilometrów.
W ramach przerwy od jazdy samochodem wizyta w Austriackim Wattens, gdzie znajduje się Muzeum Kryształów Swarovskiego i oczywiście sklep (polecam, nie ma jak zakupy u źródeł). Na pierwszy nocleg zatrzymujemy się w okolicach Vittorio Veneto – rejon winnic w małym rodzinnym Hotelu Faedo Pineta. Widok na dolinę i winnice na zboczach gór zapiera dech w piersiach. Szkoda, że rano musimy jechać dalej.
Późnym popołudniem docieramy do Pompei, gdzie w przyspieszonym tempie usiłujemy pokazać dzieciom trochę historii. Majestatyczny Wezuwiusz w zachodzącym słońcu pozostawia miłe wspomnienie (śladami wulkanów włoskich w kolejnej odsłonie). Ostatni odcinek autostrady w Reggio di Calabria zaliczony, mimo przebudowy udało się bez większych korków. Trzeciego dnia dojeżdżamy, prosto na stragany frutta i verdura (owocowo- warzywne). Właściwie od razu zaopatrujemy się w lokalne smakołyki: kusi czerwona cebula z Tropei, arbuzy, olbrzymie cytryny, peperoncino, lokalne wino, miód, sardynki, opuncje, sałata. Trochę inwencji twórczej i kolacja gotowa.
W naszym villaggio spacerujemy przy zachodzie słońca. Mieszkamy dokładnie naprzeciwko wysp Liparyjskich i tylko tego pierwszego dnia, kiedy powietrze staje się przejrzyste, widać te najbliżej nas położone. W kolejnych dniach przy zachodzie pojawia się już tylko najbliższa Stromboli z charakterystycznym dymkiem.
W Kalabrii biedne, niedostępne, wysuszone południe miesza się z bogactwem przyrody, smacznymi owocami, najsłodszą cebulą na świecie (skarb regionu), pięknymi wysokimi górami, czasami schodzącymi bezpośrednio do morza. Bajkowymi, zatokowymi plażami z białym piaskiem oraz cudowną morską wodą. Tak przeźroczystą, że widać w niej każdy kamień, co można obserwować podczas nurkowania. Region zachwyca surowością zwłaszcza obszar wokół stolicy Reggio di Calabria, gdzie według przewodnika znajdują się tereny N’dranghetty. Odpoczynek na tych cudownych plażach wyzwala w nas energię i mimo upału, daje impuls do dalszego odkrywania tego fascynującego obszaru włoskiego buta.
Jadąc wzdłuż zachodniego wybrzeża mijamy historyczne miejscowości Bagnarę i Scyllę, to tutaj właśnie rezydował wielogłowy potwór. Zbliżając się na samo południe mijamy najdalej wysunięty fragment „ obcasa”. Puste plaże w pobliżu Melito zachęcają do kąpieli wodnych i słonecznych. Leżąc obserwujemy opuncje porastające dzikie obszary Kalabrii. Mają one zróżnicowane kolorystycznie owoce i bardzo zniechęcające kolce. Lepiej samemu nie częstować się nimi lecz zakupić je w sklepie obrane z kolców.
Najpiękniejszym miastem zachodniego wybrzeża Kalabrii jest Tropea. Fascynujące miasto zostało zbudowane na skałach, roztacza się z niego widok na szmaragdowe morze. Obserwacja zachodu słońca z jednego z tarasów wyzwala u mnie przeżycia prawie mistyczne, realność sytuacji przywraca Abba Pater z głosem Papieża Polaka. Słońce zaszło – koniec przedstawienia a ja wrosłam dosłownie w ziemię. Właśnie tutaj w tej chwili uświadomiłam sobie, że emocjonalnie zdradzam ukochaną Toskanię na rzecz Kalabrii, choć w duchu zawsze obiecywałam wierność tej pierwszej. Wracam do rzeczywistości. Rodzina zachęca do kolacji – mamy już sprawdzoną pizzerię z najlepszą jak do tej pory pizzą do ręki tylko z cebulą. Właśnie z nią wiąże się kolejna historia.
Zawsze przed podróżą staram się poznać miejsce, do którego się wybieram i znajduję w przewodniku atrakcje, których nie wypada pominąć. W ten sposób dowiedziałam się o najlepszej w Kalabrii zupie cebulowej, przygotowywanej w Gospodarstwie Agroturystycznym Cassa Janca przez bardzo gościnną właścicielkę. Sami mogliśmy się przekonać o jej niepowtarzalnym smaku i sposobie serwowania. Miła gospodyni zdradziła nam przepis, według którego przygotowywała zupę. Gotowała ją z 3 kg cebuli przez 3 godziny, wyszły z tego 4 miseczki gęstej zupy, do której wrzucono grzanki z pecorino i grillowano jeszcze przez parę minut. Na deser zjedliśmy babkę z musem cytrynowym z owoców prosto z ogrodu. Bardzo miłym akcentem szczególnie dla nas Polaków było zakończenie biesiady przed ołtarzem Jana Pawła II w ogrodzie właścicielki, która bardzo ceniła naszego rodaka.
Wyjeżdżając pełni wrażeń i zapasów nowo poznanych kulinarnych niesamowitości rodem z Kalabrii wiedzieliśmy, że to nie była nasza jedyna podróż do tego zachwycającego, aczkolwiek daleko położonego regionu.
Autorka: Solis
Fot. zdjęcia prywatne Solis
Inne wpisy autorki: