AC: Założyłaś firmę wraz z mężem, jak podzieliliście się obowiązkami i zarządzaniem w firmie? Jak prywatne życie wpływa na pracę i na odwrót?
DPO: Szczerze? (uśmiech) To trudny temat. Jak w każdym biznesie są dobre strony i złe strony jego prowadzenia. Ja jestem tą „hop do przodu”, dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych, tylko czasem doby brakuje na realizacje wszystkich moich marzeń, pomysłów i celów. Mój mąż jest z typu: „należy się zastanowić, rozważyć wszystkie za i przeciw, to nie jest takie proste”, wszystkie najważniejsze cechy prawdziwego inżyniera. Za nim On wszystko przemyśli, ja już wszystko zrealizuję (śmiech). A biznes oparty jest również na równowadze i są momenty, kiedy jednak trzeba się zastanowić… i wtedy pojawiają się konflikty. Tygodniami się do siebie nie odzywaliśmy, co nie wpływała dobrze na naszą osobistą relację, jak i na nasz wspólny biznes. Po 8 latach wspólnego biznesu, dzisiaj potrafimy wyczuć kiedy kto ma „rację”, a kiedy „nie” i staramy się słuchać nawzajem. Ważne jest też to, że mój mąż prowadzi też swoją firmę. Ma swoje sprawy zawodowe. Jest niesamowitym człowiekiem i projektantem o ogromnej wiedzy. Gdybym miała wymienić wszystkie budynki, w których on zaprojektował instalację teletechniczną i instalacją pożarową, to chyba krócej bym wymieniała budynki, w których nie zaprojektował nic.
Po 8 latach pracy z ludźmi, proces rozwoju osobistego pozwolił mi zrozumieć: że zarówno cecha „hop do przodu” jak i „trzeba to przemyśleć” jest tak samo bardzo ważna.
Kolejna ciąża i macierzyństwo pomogło mi znowu znaleźć kolejne wartości, które dzisiaj budują mój biznes. Okres ciąży to dla mnie tak zwane kamienie milowe (uśmiech). Po 8 latach pracy z ludźmi, proces rozwoju osobistego pozwolił mi zrozumieć: że zarówno cecha „hop do przodu” jak i „trzeba to przemyśleć” jest tak samo ważna. Dzisiaj mam zaplanowany scenariusz rozwoju swojej firmy na kolejne lata, nie jest to scenariusz czasowy tylko zdarzeniowy: jak wydarza się „to”, to następnym krokiem jest właśnie „to”, co zostało zaplanowane. Tak jest, bo moja praca jest zależna przede wszystkim od decyzji innych, a na ich decyzję nie mam 100% wpływu, jak na swoje. Choć nie jest to jedyny biznes, na którym się skupiam: teraz tworzę biznes, który będzie w dużej mierze zależał ode mnie, od moich decyzji i który tworzę nauczona błędami, które już popełniłam.
AC: Masz na swoim koncie realizacje dla największych światowych koncernów i marek: Samsung, First Data, Dalkia, L’Oreal Polska, Skarbnica Narodowa itd. Jak zbudowałaś swoją pozycję na rynku?
DPO: Wymieniłabym jeszcze około 200 znanych marek (uśmiech). Myślę, że bardzo ważna jest uczciwości do mojego zleceniodawcy, szacunek do podjętych przez niego decyzji, jak i takie prozaiczne cechy: jak punktualność, rzetelność, elastyczność. Często mówimy, że projekt jest „żywy” dopóki ostatni wykonawca nie zejdzie z obiektu, dopóki powierzchnia nie zostanie oddana najemcy, klientowi, inwestorowi. Ja i mój zespół jesteśmy zawsze do dyspozycji, zawsze odpowiadamy na pytania, o każdej godzinie. Ja zawsze odbieram telefon lub oddzwaniam. Nawet jadąc na porodówkę, udzielałam informacji wykonawcy odnośnie szczegółów projektu (śmiech). Nie chcę ukrywać, ale też zdarzają się niedomówienia czy niewłaściwie oszacowana oferta, otwarcie o tym mówię i ponoszę odpowiedzialność. Myślę, że nie bez znaczenia jest też to, że jestem osobą, która zawsze szuka rozwiązania i z natury mam potrzebę doradzenia, ulepszenia. Moim osobistym, nawet wewnętrznym sukcesem jest to, że pracuję z klientami latami. Wielu z nich dzisiaj są moimi biznesowymi przyjaciółmi: wiemy o swoich troskach, znamy swoje rodziny, marzenia, zawodowe cele. Ważne jest to, aby pracować z ludźmi, którym się ufa, ze wzajemnością.
Gdybym miała komuś podpowiedzieć, jak zbudować taki zespół, to poradziłabym być szczerym uczciwym i szanować drugiego człowieka.
AC: Zrealizowałaś wraz 355 tyś m2 powierzchni i obsłużyłaś przeszło 290 klientów. Ale nie sama, zbudowałaś silny zespół. Jak powstawał, kto go tworzy?
DPO: Tak, zespół jest silny, z dużym doświadczeniem i bardzo aktywny zawodowo, nie tylko w pracy ze mną. Bez Chłopaków nie można byłoby mówić o sukcesie: Andrzej, Zbyszek, Rafał, Mariusz i Janusz, Tomek jeden i Tomek drugi oraz mój mąż, jako ten fundament, ale pojawiają się inni. Czasem na raz pracuje 20 osób. Uważam, że nie bez znaczenia jest to, że mamy ze sobą naprawdę przyjacielskie relacje, ja jestem wobec nich szczera. A oni doskonale wiedzą, że moje decyzje, choć nawet czasem niezrozumiałe z ich perspektywy, są uczciwe i wynikają przede wszystkim z poszukiwania pozytywnego finału.
Mój zespół to panowie, no prawie, gdyż nie dawno dołączyła do nas Justyna, fantastyczna kobieta, bardzo skrupulatna i pomysłowa, spina wszystkie kwestie związane z funkcjonowaniem biura i finansów. Gdybym miała komuś podpowiedzieć, jak zbudować taki zespół, to poradziłabym być szczerym, uczciwym i szanować drugiego człowieka. Ja nigdy nie chcę wychodzić z pozycji siły w stosunku do nich czy do kogokolwiek innego. Ich zdanie dla mnie jest zawsze bardzo ważne, mimo iż nie zawsze postępuję wg ich uznania. Staram się ich doceniać i dziękować za ich pracę, dostrzegać i podkreślać ich mocne strony, natomiast jeśli wydarza się coś negatywnego po prostu o tym rozmawiać i nazywać sprawy zgodnie z zaistniałą sytuacją. I znam ich na tyle, że wiem, jakie projekty mogę im przekazać. Np. Rafał nie lubi pracować z klientem niezdecydowanym, któremu kilkukrotnie trzeba poprawiać projekt, a Janusz wręcz nie widzi w tym problemu i z wielką cierpliwością poprawia i poprawia. Ja mu zadaję pytanie: „Janusz czy mam postawić granicę” (co oznacza, że mam zadzwonić i wytłumaczyć, że nie to jest naszą pracą), a Janusz: „nie zostaw, poprawię jeszcze raz”. Mariusz robi, nawet nie dzieli się ze mną zdarzeniami, od początku do końca, dostaję od niego czysty komunikat: skończyłem, wystaw fakturę (uśmiech). Każdy z nich jest inny, ale każdy z nich może na mnie liczyć i ja mogę liczyć na nich. Mimo iż zdarzają się zgrzyty – szczególnie z moim mężem (śmiech).