Całe zagadnienie prawa do bycia zapomnianym bazuje na zaskakującym wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE z 2014 roku, zgodnie z którym Google, jako operator wyszukiwarki, jest odpowiedzialny za ich przetwarzanie. W rezultacie może on być zobligowany do usunięcia danych z wyników wyszukiwarki w postaci linków odnoszących się do konkretnej osoby. Interesującym elementem i dość ważnym z punktu widzenia praktyki jest to, że nie ma znaczenia tutaj prawdziwość wpisu lub to, czy dany wpis był opublikowany legalnie tzn. nie naruszał żadnych zasad serwisu oraz nie łamał prawa.

W maju Google opublikowało raport związany z dotychczas podjętymi działaniami z zakresu prawa do bycia zapomnianym. (link: http://www.google.com/transparencyreport/removals/europeprivacy/?hl=en)

Wynika z niego, iż jak do tamtej pory zgłoszono ponad 922 tys. adresów URL, przeanalizowano 254 tys. wniosków, a wskaźnik pozytywnie rozpatrzonych (skutkujących usunięciem) wyniósł 41 %. Dla porównania przedstawię również analogiczne dane tylko dotyczące obszaru naszego kraju: 27 tys. adresów zgłoszonych, ponad 7 tys. wniosków wziętych pod lupę z wynikiem 38 % pozytywnie rozpatrzonych.

We Francji jednak odpowiedni organ ds. ochrony informacji wystąpił do Google, aby ten zaczął stosować prawo do zapomnienia w stopniu globalnym, czyli aby usuwać wyniki wyszukiwania po pozytywnym rozpatrzeniu wniosku nie tylko w rodzimych lokalizacjach ale również w innych częściach świata. (źródło: http://thenextweb.com/google/2015/06/12/forget-i-even-said-this/)

Trudno ocenić na ile żądanie wystosowane przez Francuzów znajdują swoje uzasadnienie i słuszność, pewne jest natomiast, że prawo do bycia zapomnianym to temat, o którym jeszcze nie raz usłyszmy. Pojawia się pytanie jakiego rodzaju wnioski są przez Google rozpatrywane, no i oczywiście z jakim skutkiem? Poniżej prezentuję przykłady zaczerpnięte z artykułu z serwisu Dziennik Internautów (link: http://di.com.pl/prawo-do-bycia-zapomnianym-ma-rok-google-usuwa-41-zgloszonych-url-i-52130)

Pozytywnie rozpatrzono wniosek nauczyciela, który prosił o usunięcie z wyników wyszukiwania artykułu dotyczącego jego drobnego przestępstwa, które miało miejsce 10 lat temu. Udało się również kobiecie, która chciała ażeby usunąć stary wpis o zabiciu jej męża. Tyle szczęścia nie miał na przykład  biznesmen z Polski, który chciał wymazać z wyszukiwarki informację o jego pozwie przeciwko jednej gazecie. Na Węgrzech natomiast urzędnik, piastujące wysokie stanowisko, chciał pozbyć się wpisu traktującego o jego starym wyroku, tutaj podobnie jak w przypadku Polaka wniosek odrzucono.

Wiele wątpliwości od początku wzbudzało prawo do bycia zapomnianym. Pojawiały się głosy związane z ograniczeniem wolności słowa lub nawet cenzurowaniem Internetu. Ciągle będziemy się jednak zastanawiać, gdzie leży granica. Gdzie w tym wszystkim jest prawo do prywatności i poufności niektórych informacji, którymi niektórzy może nie chcieliby się dzielić, a kiedyś zostały gdzieś opublikowane.

Autor: Michał Fedorowicz

Czytaj także